niedziela, 16 grudnia 2012

Rozdział I



Jeszcze tylko pięć minut do dzwonka. Pięć cholernych minut i będę mógł wrócić do domu. Jak na razie postaraj się wytrzymać. Ale jak? Ta myśl doprowadzała mnie do szału. Nerwowo stukałem długopisem o ławkę. Już od dawna nie słuchałem nauczycielki, wyłączyłem się kompletnie gdy zaczęła swój wywód. Minęła minuta. Potem druga. Zerknąłem na wyświetlacz telefonu. Żadnych wiadomości, godzina 14:08. Dzwonek miał rozbrzmieć o 14:10. Błądziłem wzrokiem po całej klasie. Już praktycznie nikt nie słuchał nauczycielki. Tylko kujony z pierwszych ławek. Ale co w tym dziwnego? W końcu przeniosłem wzrok na Emily. Chodziłem do tej szkoły zaledwie jeden dzień, a już wiedziałem, że jest to dziewczyna, z którą chciałby chodzić każdy chłopak. Nic w tym dziwnego. Była ładna, nawet bardzo ładna. Zawsze modnie ubrana. Sam fakt, że chodziła ze mną do klasy był niesamowity. W tym momencie spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła. Odwzajemniłem to. Odwróciła się, a ja spojrzałem przez okno. Rozbrzmiał upragniony dzwonek, a ja nie wiem czemu ale się nie poruszyłem. Wszyscy już wyszli z klasy, a ja dalej siedziałem. Ktoś położył mi dłoń na ramię. Jednak się myliłem ktoś jeszcze został. Oderwałem wzrok od szyby i spojrzałem na osobę, która wyrwała mnie z zamyślenia. Przede mną stała Emily.
- Przejdziemy się? - zapytała
- Tak. Poczekaj tylko się spakuje - powiedziałem i szybko wrzuciłem wszystkie rzeczy z ławki do plecaka. Emily ruszyła w stronę drzwi, a ja za nią. Otworzyłem jej je puszczając dziewczynę przodem. Po opuszczeniu budynku szkoły udaliśmy się w stronę parku  Całą drogę szliśmy w milczeniu. Nie wiedziałem jak zacząć rozmowę, byłem jeszcze w szoku. Emily zaprosiła mnie na spacer. Dziwne... Zamiast mnie mógłby to być jakikolwiek inny chłopak, ale nie ona wybrała MNIE.
- Jak Ci minął dzień? - zapytała
- W porządku. Myślałem, że będzie gorzej. A Tobie?
- Jak zawsze - uśmiechnęła się. Nastała krępująca cisza. Szliśmy chyba z 5 minut, aż w końcu Emily zabrała głos.
- Dobra nie zaprosiłam ciebie tutaj po to aby rozmawiać jak nam minął dzień - przystanęła. Zrobiłem to samo odwracając się do niej, dziewczyna patrzyła na mnie i mówiła dalej - tak naprawdę chciałabym się ciebie zapytać czy nie spotkałbyś się ze mną w piątek? - Spojrzałem na nią zaskoczony. Nie wierzyłem w jej słowa. To jakiś żart? Dlaczego najpopularniejsza dziewczyna w szkole chciałaby się umówić akurat ze mną? - wiem, że znamy się tak właściwie jeden dzień, ale spodobałeś mi się. Chociaż Cię nie znam to już mam wrażenie, że wiem jaki jesteś. To jest jakaś szansa, abyś się ze mną umówił? - stałem tak chwilę. Nie wiedziałem co mam robić - Louis. Jesteś tam? - dziewczyna machała mi ręką przed twarzą.
- Tak, tak. Przepraszam. Oczywiście - Emily uśmiechnęła się i rzekła
- To widzimy się w piątek o 17 w tej kawiarni niedaleko szkoły - pocałowała mnie w policzek i odeszła zostawiając mnie z najistotniejszym pytaniem Dlaczego akurat ja?
***
Siedziałem przy biurku odrabiając lekcje. Już niedużo mi zostało. Tylko matma i koniec. Zabrałem się za rozpisywanie zadania kiedy zadzwonił mój telefon. Odebrałem nie patrząc nawet kto dzwoni.
- Hej - usłyszałem znajomy głos. Był to Denis. Razem grywaliśmy w piłkę na boisku gdy przyjeżdżałem tutaj na wakacje. 
- Cześć 
- Co robisz?
- W sumie nic ciekawego
- To bądź na boisku szkolnym za dwadzieścia minut
- Ok
- To narazie - rozłączył się.
Położyłem wszystkie książki w rogu biurka i wstałem z krzesła. Przebrałem się w dresowe spodnie, w ręce chwyciłem moje czarne korki z białymi paskami i wyszedłem z pokoju. Przy wyjściu założyłem adidasy i krzyknąłem w stronę kuchni
- Idę z kolegami na boisko. Nie wiem kiedy przyjdę
- Dobrze - usłyszałem głos babci. Podniosłem korki, które przed założeniem butów położyłem na szafce i wyszedłem z domu.

piątek, 7 grudnia 2012

Prolog


              Szedłem ulicami Doncaster. Rodzice wysłali mnie tutaj do dziadków, ponieważ nie radziili sobie z pogodzeniem pracy z wychowywaniem nastoletniego syna. W Londynie byłem lubiany w szkole. Naszą ekipę stanowiłem ja, Zayn i Harry. Wszyscy chcieli się z nami kolegować jednak my nie potrzebowaliśmy już nikogo do naszej paczki. Jesteśmy przyjaciółmi od przedszkola. Mieszkamy na jednej ulicy, a nasi rodzice są przyjaciółmi. Jesteśmy z bardzo bogatych rodzin i mamy wszystko co tylko zechcemy. Czasami zachowuje się jak rozpieszczone dziecko i coraz bardziej utwierdzam się w tym, że taki właśnie jestem. Nie mam rodzeństwa, jestem jedynakiem. Może zapytacie mnie dlaczego nie wyprowadziłem się jeszcze z domu, bo w końcu mam już dwadzieścia lat. Odpowiedź jest prosta. Sam sobie nie dam rady, nie skończyłem jeszcze szkoły i nie mam pracy. Byłoby mi trudno utrzymywać sam siebie zwłaszcza, że od maleńkości przyzwyczajano mnie do luksusów. 
          Ostatnio zacząłem opuszczać się w nauce i zachowaniu, więc moi rodzice wpadli na "genialny" plan. Postanowili wysłać mnie do Doncaster abym "odpoczął" od przyjaciół, którzy ich zdaniem ściągają mnie na złą drogę i powrócił jako dobry syn z ambicjami na przyszłość. Tak naprawdę przyszłość jest dla mnie nie ważna, liczy się tylko tu i teraz. Zastanawiałem się co ja tutaj będę robił przez te 10 miesięcy nauki. Chciałem jak najszybciej wrócić do Londynu, do znajomych, do mojego starego życia, które przecież mi odpowiadało.
          Skręciłem w uliczkę prowadzącą do domu dziadków. Po niespełna pięciu minutach byłem już na miejscu. Wbiegłem po schodach i pociągając za klamkę wszedłem do środka...


Mam nadzieję, że się podoba. Trochę krótki, ale na przedstawienie głównej postaci wystarczy. Opowiadanie będę starała się pisać cały czas z perspektywy Louisa, ale nie jestem pewna czy uda mi się to zrobić. Bynajmniej będę się starała:) Za wszelkie literówki, błędy ortograficzne czy interpunkcyjne bardzo przepraszam.
Mile widziane opinie. Jestem otwarta na krytykę, ale może znajdę też jakieś pozytywne opinie:) Wiadomo, że lepiej komuś jest pisać, jeśli wie, że ktoś to czyta, także możecie mnie informować o tym w komentarzach.